Polarni piloci Wywiad z Mikeyem McBryanem

Dziennikarz: To już piaty sezon serialu Polarni piloci. Jak myślisz, czemu ten program zawdzięcza tak dużą popularność?

 

MIKEY: Trudno powiedzieć. Myślę, że serial stał się popularny ze względu na różnorodność tematów poruszanych w każdym odcinku. Wiesz, w większości innych programów tego typu  akcja rozgrywa się zwykle w jednym miejscu, a w przypadku Buffalo jest zupełnie inaczej. Kamera jest z nami wszędzie! Śledzi nas, gdy pracujemy w hangarze, ale jest też z nami w każdym zakątku świata, do którego lecimy. Myślę, że nasz program swoją dobrą passę i wysoką oglądalność zawdzięcza właśnie tej różnorodności. Drugą sprawą, jest pozytywne nastawienie samych pracowników Buffalo Airways do podążających za nimi wszędzie kamer.

Dziennikarz: No właśnie? Jak radzicie sobie z tym, ze kamery są z Wami naprawdę wszędzie i przez cały czas?

MIKEY: No wiesz…gdy ekipa filmowa pojawiła się u nas po raz pierwszy, było naprawdę dziwnie...ale minęło już 5 lat od tej chwili, więc członkowie ekipy filmowej stali się dla nas niemal rodziną. Byli z nami podczas dobrych i złych chwil i zawsze mogliśmy na nich liczyć. To naprawdę fajni ludzie, a w takiej atmosferze naprawdę zapominasz o kamerach i po prostu spędzasz czas z grupą znajomych.

Dziennikarz: Czy program wpłynął jakoś na prowadzony przez Was biznes?

MIKEY: To pytanie powtarza się naprawdę często. Wszyscy zastanawiają się czy lepiej nam się wiedzie w biznesie dzięki programowi. Biorąc pod uwagę rodzaj naszej działalności, to gdzie latamy, jakie usługi świadczymy, to naprawdę niszowy biznes i raczej żadna popularność tego nie zmieni. Pracujemy zazwyczaj dla ludzi, którzy żyją w bardzo małych skupiskach mieszkalnych, nie mają nawet dróg dojazdowych i to dla nich istnieje nasz biznes, więc choć widzów mamy 10 razy więcej niż klientów, to z oczywistych względów nie jest to w stanie wpłynąć na nasz biznes. Popularność jest fajna, ale nasza praca pozostaje wciąż taka sama. Na pewno gdybyśmy żyli i pracowali w miejscu takim jak np. Las Vegas, to obecność w telewizyjnym programie miałaby duży wpływ na nasze życie, ale tutaj na północy są ciągle Ci sami ludzie. Oni już dawno zdążyli się przyzwyczaić do tego, że tworzymy program telewizyjny.

Dziennikarz: Czy możesz opowiedzieć mi jak wygląda Twój typowy dzień pracy?

MIKEY: Hmm...Jeśli chodzi o Buffalo Airways to każdy dzień jest przewidywalnie nieprzewidywalny, co oznacza, że po prostu jesteśmy przygotowani na to, że każdy nowy dzień będzie wyjątkowy. Wszyscy wstajemy naprawdę wcześnie, ale dokładna godzina zależy zawsze od tego, jakim samolotem będziemy danego dnia latać. Ja osobiście przychodzę do pracy zawsze o 7:30, żeby upewnić się, ze wszystko idzie zgodnie z rozkładem, i zostaję w pracy do około 18:30. A poza tym, każdy dzień jest inny. W zimie pełne przygotowanie samolotu do lotu zajmuje około 2-3 godzin. Więc wszyscy naprawdę ciężko pracują. Musisz wyjść na ten przeraźliwy mróz, rozpakować cargo, zapakować je od nowa i jeszcze dopilnować, by na pokładzie znaleźli się wszyscy zapisani na lot pasażerowie. Nigdy tak naprawdę nie wiesz co się zdarzy, ale i tak jesteśmy na wszystko gotowi. Tak jak np. wczoraj, w jednej z wiosek zabrakło mleka, wiec nasz samolot dowoził zapas do 1 nad ranem, a dziś np. mamy raczej spokojny dzień. Nigdy nie wiemy, kiedy zadzwoni nasz telefon alarmowy i czego dotyczyć będzie nasza następna akcja. To trochę tak, jak w przypadku ambulansów. Czasem bywają dni całkowicie zwariowane, a czasem siedzisz i myślisz: „O rany...jak tu nudno!”.

Dziennikarz: Na czym polega Twoja praca? Czym zajmujesz się jako Dyrektor generalny?

MIKEY: Cóż...moją pracę można by porównać do roli opiekuna pastwiska. Muszę wiedzieć zawsze, gdzie, kto jest, co dzieje się z samolotami, gdzie są, jak wygląda sytuacja na cargo. To ja jestem osobą, która ponosi wszystkie konsekwencje, gdy coś pójdzie nie tak. Jestem też bezpośrednim łącznikiem pomiędzy moim ojcem, a pracownikami. Tak naprawdę całość mojej pracy sprowadza się do tego, żeby na końcu całego procesu i w wyniku całości naszej pracy klient dostał to, czego chciał. Tak naprawdę nasza praca nie polega na tworzeniu programu telewizyjnego lub lataniu samolotami tylko dla zabawy i ku uciesze innych. Ludzie płaca nam, abyśmy doręczali przesyłki i to takie począwszy od zwykłych zakupów z eBaya, aż do naprawdę cennych materiałów budowlanych, które pozwolą postawić nową szkołę dla dzieciaków.

Dziennikarz: Miałem Cię zapytać co jest najlepszym a co najgorszym elementem Twojej pracy, ale zdaje się, że najgorszą stronę Twojej pracy już poznaliśmy, czyli to, że na Ciebie spada cała odpowiedzialność za działanie firmy.

MIKEY: No nie wiem...Wiesz, to, że jestem tak wrośnięty w tą firmę, znam każdy jej centymetr jest tak samo najlepszą i najgorszą stroną mojej pracy. W mojej pracy nie ma czegoś takiego jak dzień wolny, nie mogę sobie też pozwolić na beztroskie wakacje a mój telefon dzwoni przez całą dobę...wtedy myślę, że to najgorsza praca świata. Ale gdy wyjadę np. do Anglii lub Turcji i na chwilę odetnę się od tego, co dzieje się w Buffalo, zaczynam za tym tęsknić. Zaczynasz tęsknić za tym szaleńczym pośpiechem i poczuciem, że faktycznie jesteś potrzebny. Wtedy zdajesz sobie sprawę, że firma daje sobie radę bez Ciebie i to jest kiepskie uczucie...Patrząc na to z innej strony, Buffalo Airways to coś, z czym dorastałem i z czym prawdopodobnie również umrę i to właśnie kocham robić! Jeśli spojrzeć na to z telewizyjnego punktu widzenia...co jest najlepszą, a co najgorszą stroną pojawiania się na szklanym ekranie, to mogę na pewno powiedzieć, że możliwości, które otwiera przed Tobą telewizja, to najlepsza strona tego rodzaju działalności.  Niedawno byłem w Wielkiej Brytanii, w Cardiff z Brucem Dickinsonem z Iron Maiden. Omawialiśmy wspólne plany i wspólnie pracowaliśmy. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie nasz program telewizyjny. Miałem szansę latać myśliwcami, odwiedzać moich ulubionych hokeistów, których podziwiam, a oni znali moje imię, zanim zdążyłem się im przedstawić. To naprawdę niesamowite. Kiedy tylko opuszczę nasz hangar, to naprawdę przez większość czasu, czuję się jakbym był w Disneylandzie. To, co jest zdecydowanie gorszą stroną obecności w telewizji, to świadomość, że każda jedna osoba, która ogląda nasz program, wie o Tobie naprawdę sporo! Przestajesz być osobą anonimową i tracisz nieco ze swojej prywatności. Na szczęście mnie osobiście to nie bardzo dotyczy, gdyż ja się po prostu nie przejmuję takimi rzeczami. Najgorzej jest niestety w Internecie, który pełen jest tak zwanych: „hater-ów”, którzy potrafią przyczepić się do absolutnie każdej, nawet najmniejszej rzeczy.

Dziennikarz: Czy dostajesz czasem listy od fanów programu lub czy w związku z ich sympatią zdarzają się jakieś śmieszne sytuacje?

MIKEY: Oh, tak! Całe mnóstwo! Najczęściej, poprzez facebooka. Loguję się, a tam czeka na mnie codziennie kilkadziesiąt wiadomości od 13-16sto letnich młodych pilotów, którzy zadają mi setki pytań na temat naszej pracy. To bywa zabawne. Czasem trafiają się też prawdziwi, zaangażowani fani, którzy są zawsze z nami. Niestety bywają też chwile, kiedy komuś uda się zdobyć nasz numer telefonu i wówczas dzwonią do mnie o 5 nad ranem...to bywa stresujące.

Dziennikarz: Na prawdę? O co Cię wówczas pytają?

MIKEY: Różnie...”Ile samolotów macie w Buffalo Airways?”, „ Co wydarzy się w kolejnym odcinku?” lub „Kiedy zdarzyło się „to”, a Ty powiedziałeś „tamto” ...?” To tak jakby zadzwonić do aktora, który grał Hana Solo w Gwiezdnych Wojnach i zapytać „czemu postąpiłeś tak, a tak...?” i wtedy on odpowiedziałby „Nie wiem...nie pamiętam...nagrałem ten film wieki temu w latach 70.” Ja tak samo nie pamiętam co robiłem i dlaczego to robiłem trzy lata temu. Po prostu nie pamiętam, więc trudno mi odpowiedzieć na te wszystkie pytania.

Dziennikarz: Jestem pewny, że jest wiele osób, które autentycznie są zafascynowane starymi samolotami, którymi latacie i chcą wiedzieć jak najwięcej na ich temat.

MIKEY: Oh, tak. Jeśli chodzi o sprawy ściśle dotyczące lotnictwa, to mamy grupę swoich najzagorzalszych fanów, dla których powstała nawet gra komputerowa Buffalo Airways online. Obecnie jest to chyba największa tego typu wirtualna linia lotnicza na świecie z pośród 600 dostępnych. Jest wiele osób, które na to wirtualne latanie przeznaczają nawet 9-10 godzin dziennie! Czasem mnie to przeraża, ale prawda jest taka, że to właśnie Ci ludzie stanowią grupę naszych prawdziwych fanów i to oni nas napędzają do dalszych działań.

Dziennikarz: Pracujesz na co dzień ze swoim tatą i ze swoją siostrą. Czy możesz mi powiedzieć jak to jest?

MIKEY: Praca z moim ojcem jest całkiem przyjemna. Naprawdę, czuje się szczęściarzem! Często dostaję listy od fanów, którzy piszą do mnie „Zazdroszczę Ci, że możesz pracować z własną rodziną. Jesteś szczęściarzem”. Choć mój ojciec często na ekranie wychodzi na nieco sztywnego i ostrego człowieka, to tak naprawdę ma gołębie serce.  Moja siostra natomiast zajmuje się cała sferą PR. To ona dba o kontakty z naszymi klientami. Mój brat, Rod dba o  wszystkie sprawy techniczne naszej floty, ja natomiast zajmuje się logistyką całości. Jak widać, każdy zajmuje się czym innym. Podczas pracy staramy się nie wchodzić sobie w drogę.

Dziennikarz: Twój tata wydaje się być ostrym dyrektorem. Czy tak jest naprawdę?

MIKEY: Oh, tak.

Dziennikarz: Jaki jest jako ojciec?

MIKEY: Nie ma prawie żadnej różnicy pomiędzy instynktem w pracy, a instynktem ojcowskim. To z tego powodu, że niezależnie czy jesteś ojcem dziecka, czy „ojcem” firmy, to chcesz dla obu, tylko to co najlepsze! Taki też jest mój ojciec. Potrafi być ostry. To dlatego, że wiele wymaga od nas i od firmy, bo wie, że stać nas na to! Gdyby nie wierzył, że stać nas na wiele, to przecież nie chciałby nas zatrudnić.

Dziennikarz: Z tego co widać w programie, gdy się ze sobą nie zgadzacie, potrafi zrobić się naprawdę gorąco! Czy często się kłócicie?

MIKEY: Tak, często się sprzeczamy. A wiadomo, że kiedy pracujesz z rodziną, to łatwiej jest pozwolić sobie na bezpośrednią wymianę argumentów. Nie koniecznie w takiej sytuacji boisz się swojego szefa, bo wiesz, że to Twój ojciec, syn lub brat...Nie zachowujesz się wówczas jak zwyczajny pracownik.

Dziennikarz: Czy zdarza się wam przeciągać kryzysy poza plan zdjęciowy, do waszego prywatnego życia?

MIKEY: Szczerze, to większość naprawdę dramatycznych chwil, wcale nie zostaje uwieczniona na taśmie filmowej. Na co dzień  na planie pojawia się około 23 osób w tym samym czasie, a operatorów kamery jest wówczas dwóch. Wszyscy wchodzą ze sobą w interakcje, więc kamerze nie da się uchwycić każdej sprzeczki, która ma wówczas miejsce. Jedna seria programu ma 13 odcinków, a w każdym odcinku opowiadamy średnio 5 mini-historii. Zawsze jest historia główna, historia A, historia B, historia C i wszystkie jakoś się wiążą. Dzieje się naprawdę dużo.

Dziennikarz: W programie występuje też kot i pies. Czy one też się kłócą?

MIKEY: (Śmiejąc się) Nie...nasz kot, rudy kot...oh...ten kot ma chyba ze 100 imion, i Sophie, nasz pies, który w tym roku kończy 16 lat. One najczęściej stoją jak zamrożone gapiąc się na siebie i wydaje mi się, że jedno boi się drugiego na tyle, by nie zaatakować. Można powiedzieć, że toczą między sobą zimną wojnę. To naprawdę śmieszne zwierzaki.

Dziennikarz: Wydaje się, że najbardziej dramatyczne momenty mogą zdarzyć się wtedy, gdy latasz za sterami samolotów. Jakie było najbardziej dramatyczne przeżycie jakiego doświadczyłeś w pracy?

MIKEY: Myślę, że najbardziej dramatyczne chwile przeżyłem kiedy pracowaliśmy z Windfall Films dla Channel 4. Pracowaliśmy nad filmem dokumentalnym zatytułowanym „Budowa skaczącej bomby” odtwarzającym akcję z czasów II Wojny Światowej. Poczułem wtedy, że to my pomogliśmy zrobić tą bombę. Mieliśmy samoloty i wszystko inne. Zbudowaliśmy sztuczną bombę, która równie dobrze mogłaby zmieść mnie z powierzchni ziemi. To było naprawdę wstrząsające. Ale cała przeprowadzona wówczas symulacja lotnicza była niesamowita. Wszystko poszło idealnie a ja nie mogłem w to uwierzyć!Dziennikarz: (Śmiejąc się) Mogę to sobie wyobrazić! Czy myślisz, że Buffalo Airways zainwestuje kiedykolwiek w nowsze samoloty?

MIKEY: To kolejne częste pytanie, które dostaję od widzów. Otrzymujemy nawet mnóstwo sugestii, jak moglibyśmy unowocześnić nasze maszyny, albo na jakie dobrze byłoby je wymienić. Niestety, tutaj dochodzi kwestia kosztów. Samoloty wojskowe są dużo bardziej zaawansowane niż te cywilne. Ale gdy weźmiesz pod lupę np. C46 i podliczysz liczby, okazuje się, że samolot zwraca się po około 3 latach ciężkiej pracy. W większości przypadków właścicielami samolotów są banki i wówczas piloci są zmuszani do ich wylatywania. My również jesteśmy zmuszeni by latać jak najwięcej, ale nie dlatego, że przymusza nas bank, a dlatego, że mamy do wykonania jakieś zadanie. Dzięki temu nasze samoloty są bardziej jak ambulans, który oczekuje na zlecenie a nie jak...taksówka.

Samoloty taksówki działają w zasadzie non-stop. A my wolimy pracować w takim systemie jak ambulans: Jest pośpiech, napięcie, dzieje się wiele, a potem jest chwila wytchnienia, oczekiwania na kolejne zadanie. Mamy 52 samoloty, a Wikipedia określa nas jako jedną z największych linii lotniczych w Kanadzie. Ale moim zdaniem jesteśmy trochę jak żywe muzeum lotnictwa dla zysku, a to jest ciekawy temat dla telewizji. I mamy przy tym mnóstwo zabawy. Kiedy ludzie pytają mnie: „Kiedy zmodernizujecie swoje samoloty?” odpowiadam: „Żeby kierować nowoczesnymi samolotami, potrzebni są nowocześni ludzie, a ja nie chcę tracić pracy!” Myślę, że to najlepsza możliwa odpowiedź. Mój brat się ze mną zgadza. Jesteśmy starą, sprawdzoną ekipą i takie też mamy samoloty.

Dziennikarz: W Twojej ocenie, co powoduje, że ta praca jest tak trudna?

MIKEY: To, co powoduje, ze nasza praca jest naprawdę ciężka to fakt, że nasz ojciec oczekuje od nas niemal perfekcji w pracy, w miejscu, gdzie perfekcja jest niemal niemożliwa do osiągnięcia. On oczekuje od nas tak wiele, bo sam oddaje z siebie równie dużo. Codziennie pracuje od 6 rano do 7-8 wieczorem, a ma teraz 68 lat i robi tak od kiedy miał 18 lat! Więc to co jest w tej pracy trudne, to przystosowanie się do panujących tu zasad. Bo tak naprawdę nie pracujesz dla Buffalo Airways, pracujesz dla Joe McBryana. Tak naprawdę nasza firma powinna się nazywa Joe McBryan airways...ale mój ojciec wybrał Buffalo. Stworzył ten świat Buffalo Airways, zupełnie jak swój własny Disneyland. Dla niego, to nie jest nawet praca. Dla niego Buffalo Airways to życie! On nie uznaje półśrodków i dzięki temu, wszystko idzie tak gładko do przodu. W maju tego roku będziemy świętować 43 urodziny naszej firmy i wszystko zawdzięczamy wielkiej pasji mojego ojca, który nigdy się nie poddał.

Dziennikarz: czy kiedykolwiek chciałeś się zwolnić?

MIKEY: Oh, pewnie! Nie jeden raz! Pracuję dla tej firmy non-stop od 1996 roku i nigdy nie odszedłem z pracy. Nie raz zdarzało mi się wyjść z pracy rozgoryczonym z myślami: „Nigdy więcej tu nie wrócę!”. Ale nigdy nie zrobiłem tego ostatecznego kroku. Chyba nie wyobrażam sobie pracy gdziekolwiek indziej. Kocham ten chaos i nieprzewidywalność.

Dziennikarz: Masz 29 lat, tak?

MIKEY: Mam 30 lat. Właśnie skończyłem.

Dziennikarz: Czy myślisz, że w Buffalo Airways mógłbyś pracować do końca życia?

MIKEY: Tak. Myślę, że to wspaniałe uczucie wiedzieć, że znalazło się pracę, która jest naprawdę dobra. I mój szef, czyli mój ojciec będzie prowadził firmę przez jakieś kolejne 10, może 20 lat. Potem ktoś będzie musiał go zastąpić. Mam nadzieję, że uda mi się go godnie zastępować. On ma naprawdę dobry styl. Powiedziałbym, że styl Jamesa Deana. Nie wiem czy uda mi się taki styl skopiować, ale będę się starał. Buffalo Airways będzie się usiało zmieniać, iść z duchem czasu. Mam nadzieję, że dam radę. Być może będziemy uczestniczyć w nowych programach telewizyjnych. Już teraz uczestniczę w kilku innych poza Polarnymi Pilotami.

Dziennikarz: Który z programów telewizyjnych, jest więc Twoim ulubionym?

MIKEY: Hmm...pozwól mi się zastanowić. Na pewno moim ulubionym serialem , jeszcze z czasów dzieciństwa są Simpsonowie. Zawsze marzyłem, by zrobić coś, co pozwoli mi stać się jedną z postaci występujących w Simpsonach. I liczę na to, że mi się uda. Jeśli staniemy się jeszcze bardziej popularni w Stanach Zjednoczonych, może uda mi się przekonać Matta Groeninga, żeby stworzył postać Mikeya z Buffalo Airways, która zaistnieje w świecie Simpsonów.  Kto wie? Może się uda. Na razie ja i mój ojciec mamy swoje figurki w Legolandzie w Danii.

Dziennikarz: Naprawdę? To niesamowite!

MIKEY: Tak. W Legolandzie, w nowej, arktycznej ekspozycji stworzono sekcję Buffalo Airways, więc to naprawdę fajna sprawa. Lego to były moje ulubione zabawki! Zostaliśmy uwiecznieni przez Lego!Dziennikarz: Czy którakolwiek część  waszego programu jest reżyserowana?


MIKEY: Nie. Oczywiście ekipa filmowa wie z wyprzedzeniem o pewnych zaplanowanych przez nas wydarzeniach...np. o tym, że tego i tego dnia będziemy lecieli do Turcji. Więc ekipa wie, kiedy coś się będzie działo, bo w innym wypadku, np. gdyby zamontowano kamerę w naszym hangarze, to serial byłby potwornie nudny, gdyż bywają dni, że w hangarze naprawdę nic się nie dzieje. Niezbędne jest też dodanie muzyki, odpowiedni montaż, po to, żeby program był naprawdę ciekawy i wciągający dla wszystkich widzów. Jedyne co faktycznie ulega modyfikacji to czas akcji. Program w jednym odcinku pokazuje kilka wydarzeń, które wydają się odbywać tego samego dnia, gdy w rzeczywistości ich akcja toczyła się przez kilka dni lub w różnym czasie. Ale gwarantuje, ze staramy się zachować pełną wiarygodność tego, co codziennie dzieje się w Buffalo Airways.

Dziennikarz: Jak długo kręcicie jeden sezon programu?

MIKEY: Cały rok. Jeden sezon przedstawia wydarzenia jednego roku. Kiedy sezon programu się rozpoczyna widzisz, że mamy jesień, a gdy się kończy, jest już wiosna. Ekipa jest z nami przez 8-9 miesięcy, a kolejne kilka miesięcy poświęcają temu, żeby cały materiał złożyć w ciekawą całość.

Dziennikarz: Moje ostatnie pytanie: Polarni piloci to program niezwykle popularny wśród mieszkańców Europy Wschodniej. Czy kiedykolwiek mieliście okazję odbyć tam któryś ze swoich lotów?

MIKEY: Tak, oczywiście! Uwielbiam latać do Europy Wschodniej. Zanim rozpoczęliśmy prace nad programem zdążyliśmy już kupić dwa samoloty w Chorwacji. Uwielbiam Chorwację! Miałem też okazję spędzić cały tydzień w Turcji pracując nad naszymi samolotami. Zawsze fascynowała mnie Rosja. Nie miałem jeszcze okazji jej odwiedzić, ale jest zdecydowanie na mojej liście. Moim ulubionym hokeistą jest Aleksander Ovechkin, który jest Rosjaninem. A poza tym Rosja leży jakby naprzeciwko Kanady, więc coś nas jednak łączy -  na pewno temperatura! Jestem pewny, że jest wiele więcej elementów, które łączą Kanadę i Rosję, ale z drugiej strony te kraje tak bardzo się różnią. To naprawdę niezwykłe. Rosjanie mają taką samą pogodę, takie same lasy, zwierzęta, a jednak pozostajemy tacy różni! Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wsiąść w samolot, polecieć do Rosji i zwiedzić ten niezwykły kraj.

 

O Mikeyu McBryanie:

Mikey McBryan to syn Joea McBryana - założyciela jednej z najbardziej znanych linii lotniczych w północnej Kanadzie: Buffalo Airways. Jest twarzą firmy i pełni w niej funkcję Dyrektora generalnego, czuwając nad całością funkcjonowania Buffalo Airways. Jego największym marzeniem pozostaje: usiąść za sterami F-18

O „Polarnych pilotach”
Polarni piloci to serial dokumentalny przedstawiający historię ostatnich polarnych pilotów z północnej Kanady, wykonujących codziennie samolotowe misje w maszynach z czasów II Wojny Światowej.  Ich największym wrogiem są ekstremalnie ciężkie warunki pogodowe, zamiecie śnieżne, ale też liczne awarie.

Program „Polarni piloci” nadawany jest na kanale Viasat Explorer. Premierowe odcinki w każdy wtorek o 20:25

 

Copyright © 2009-2018 meskimbyc.pl Wszelkie prawa zastrzeżone | mapa strony